niedziela, 17 kwietnia 2011

Nr 4. Zarzygane noce.

Myślałby kto, że w państwie cywilizowanym mieszka! Nic bardziej mylnego!


Polazłem byłem wczorajszego wieczoru na małe party ze znajomą zgrają rzezimieszków. Męskie gadanie. Papieroski. Noc na bazie hedonizmu. Lokal bardzo przyjemny - bez dzieciarni, bez hałasu, który zakłóca myślenie, bez zbędnego glamurzenia. Ot - przyjemna aranżacja wnętrza, hiszpańska gitara, trochę przyjemnego jazzu, soul od czasu do czasu i nikt nie miał ochoty przedwcześnie wiać. 
Po kilku godzinach rozmów, kilku głębszych bursztynowych trzeba było jednak ogłosić kapitulację, przyznać się do wieku i zwinąć żagle.


I tutaj się zaczyna opowieść właściwa, której nie ważcie się czytać, jeśli macie przez przypadek jedzenie obok siebie i na to jedzenie ochotę niesamowitą, bo nie dość, że Wam ochota przejdzie, to może być gorzej. 


Wychodzimy z lokalu. Przegrupowanie. Jedni taksówki. Inni swoje fury. 
A ja standardowo: piechotką. Nic nie poradzę, że uwielbiam szlajać się nocną porą po miejskim odwłoku, śmierdzącym zewsząd szczyną i rzygawinami, które najlepszą wydają recenzję mijającej nocy. Że podwórka przyciągają mnie stanem rozkładu, a kamienice stają się najlepszą kompilacją patologii, brudu i wstrętu.

Polskie ulice wyglądają tak: w bramie kamienicy (która kiedyś chyba była zielona) parka: ona krzykliwy make-up, on dresiarsko łysy, w spleceniu namiętnym, ale odrażającym. Seks brudny i ohydny. Grupka małolatów podgląda z boku, czasem coś komentują, czasem gwiżdżą zadziornie, a parka i tak ma to w poważaniu, konsumując się zawzięcie, aż mi się obraz psiej kopulacji przypomniał. Odgłosy i pojękiwania. Że, aż... mdli.
Trochę dalej skupisko żulerii miejskiej: panowie klną i śmierdzą z kilometra. Jeszcze ich nie widząc - wyczuwam obecność lumpów doskonale. Jeden z nich leży na ławce, głową w szczeblach i rzyga rozpaczliwie, jak przysłowiowy kot. Reszta pije nieopodal. Pełna sielanka spełnienia i solidarności.
Docieram w okolice dworca. Żebracy. Obdrapane ściany, odpadający tynk. I zapach uryny. Nic poza tym. 
O pijanych gówniarzach i gołych pannach machających cyckami nie chce mi się pisać.  

Oto Polska właśnie! Podatki opłacone. Urząd prezydenta miasta wygląda jak pałac, a na resztę można srać, jak kto lubi, mniej lub bardziej rzadko. 

Dla dociekliwych - droga, którą pokonałem, rankiem prowadzi dzieci do kościoła.

2 komentarze:

  1. ta droga nad ranem oczyszczana jest z żulerstwa spychaczem, spychacz fundowany jest przez proboszcza...

    OdpowiedzUsuń
  2. Pomyślałby kto, że się kler do czegoś przyda...

    OdpowiedzUsuń