Żeby to wszystko szlag trafił, piorun trzasnął, etc, etc.
Kurważ jego mać!!!
A było to tak. Poszedłem sobie byłem do doktora. I doktor mnie odesłał z kwitkiem. Więc polazłem byłem do doktora innego. Potem na pogotowie. Z pogotowia na dyżur na Ratunkowym itd.
Zabawa trwała 3 dni. Małom nie umarł z bólu (a wiadomo - chłopy czułe na dziadostwo, jak cholera).
I się okazało: do połamania operacyjnego i naprawiania po tym.
Nie popuszczę! Ktoś mi za to beknie. Zdiagnozowano mnie dopiero za prywatną kasę, a wcześniej to co???
Się medykom we łbach poprzewracało (i sorry jednemu, do którego zaglądam). Naciągają i wymuszają kasę sprytnie. Łapówki i koperty przechodzą do lamusa, ale wszystko idzie z postępem, a rozwój pakowania w portfeliki nadal dobrze stoi.
Tyle, że ja się nie dam. Sprawa już jest naświetlana "obiektywnie" i nawet jeśli nie wyjdzie z tego porządny proces, to kurwa niech się coś zacznie dziać w tej kwestii!!!
Bo wszystkim się wydaje, że lekarzy nikt nie ruszy. No już. Ja ruszę, tylko niech mi wreszcie kończyna zacznie funkcjonować prawidłowo!!!!
Przestój - sami rozumiecie, ciągnie się po szpitalnych korytarzach, wreszcie po szpitalnych korytarzach.